piątek, 22 stycznia 2016

Rozdział 3

Ktoś tęsknił? Pewnie nikt :p ale i tak będę dalej pisać, nawet jakbym to miała robić tylko dla siebie. Miałam zamiar zmienić coś w swoim życiu i nie mam zamiaru z tego rezygnować.
 A teraz jakże niezwykle trafna wiedza, która idealnie odnosi się do mojego opowiadania >.< Wiedzieliście, że nasza masa ciała tak naprawdę w 90% składa się z gwiezdnego pyłu?! Jest tak, ponieważ wszystkie elementy (oprócz wodoru i helu) tworzą się w gwiazdach.
Nauka jest niesamowita, prawda? Choć, nie zawsze lubię się jej uczyć, to prawdopodobnie nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać :) Nie wiem jak wy, ale zawsze marzyło mi się polecieć w kosmos i zobaczyć to wszystko na własne oczy, ale jak na razie muszę się zadowolić widokiem z okna *nie jestem na tyle bogata* :p choć mam nadzieję, że w późniejszych rozdziałach, będę mogła choć odrobinę odwzorować jego magię
-------------------------------------------------------------------------------------------------------

 Po chwili wzięła głęboki oddech i osunęła się na ziemię. Nadal nie była spokojna, ale pozwoliła sobie na chwilę odpoczynku. Miała wrażenie, że coś naciska na jej klatkę piersiową, nie pozwalając jej dokładnie zaczerpnąć powietrza. Czuła się jakby zaraz miała zwymiotować, ale cudem się od tego powstrzymywała. Ściągnęła perukę, a ręka zsunęła się z powrotem bezwładnie na podłogę i od tego czasu nie poruszała żadną częścią ciała. Nawet jej klatka piersiowa tylko nieznacznie się unosiła. Zamknęła oczy i wypuściła cicho powietrze. Nie była pewna ile czasu minęło, kiedy ponownie je otworzyła, ale była pewna, że usnęła na moment. Światła na zewnątrz świeciły mocniej, co oznaczało, że zbliżała się noc.
 Gdy tylko o tym pomyślała ścisnęło ją w żołądku, a wszystko co dzisiaj zjadła cofnęło się jej do gardła. W jednym momencie wpadła do łazienki i gdy tylko pochyliła głowę nad toaletą, wszystko z siebie wyrzuciła. Po wszystkim nadal ją naciągało, więc siedziała oparta o toaletę, oddychając głęboko i czekając, aż jej się polepszy. W końcu wstała i podeszła do umywalki, podpierając się o nią. Patrzyła na swoje odbicie, widząc w nim zmęczoną twarz, która wydawała się być jej obca.
 Co się dzieje? Zapytała cała roztrzęsiona. Nigdy coś takiego ją nie spotkało.
 Przemyła twarz zimną wodą i przepłukała kilka razy usta, żeby pozbyć się ohydnego smaku. Gdy tylko wyszła z łazienki, od razu położyła się do swojego łóżka, chcąc jak najszybciej zasnąć i w końcu zapomnieć o dzisiejszym dniu. Była wykończona i słaba, jednak zanim zamknęła oczy, przez chwilę patrzyła się w odrapany sufit. Nie trwało to jednak długo, gdy jej powieki stały się ciężkie, aż w końcu poddała się i zapadła w głęboki sen.
*
 Za oknem panowała ciemność, którą przecinały tylko gdzieniegdzie wiązki światła. Na ulicach nie było żywej duszy, a przez kopułę zaczęły przedostawać się pyły, które wydzielały słodki zapach, który od razu dostał się do nozdrzy Ceres. Poruszyła nimi niespokojnie i kichnęła cicho. Potarła nos i przewróciła się na lewy bok, kontynuując swój sen. Przynajmniej teraz mogła sobie przez chwilę odpocząć od tego dziwnego dnia. Po chwili jednak otworzyła oczy, żeby zobaczyć siebie leżącą na łóżku. Spojrzała na swoje dłonie i wiedziała, że ponownie wyszła ze swojego ciała. Choć zawsze jej się to podobało, dzisiaj nie była z tego taka szczęśliwa.
 Od razu poczuła niepokój i rozglądnęła się gorączkowo po ciemnym pokoju. Nawet teraz jej oczy błyszczały, a włosy migotały jakby chowały w sobie miliony gwiazd. Pomagało jej to w szukaniu jakiejkolwiek oznaki, że ktoś jest w mieszkaniu, ale mogła się przyglądać, jednak nigdy nic nie znalazła. To tylko głupi strach, który brał się znikąd.
 Zanim wydostała się ze swojego domu, spojrzała jeszcze na swoje ciało, upewniając się, że nic mu nie jest. Uśmiechnęła się i przeszła przez okno, unosząc się teraz nad ulicą. Gdy tylko znalazła się na zewnątrz, wstrząsnęły nią dreszcze, a niepokój tylko narósł. Rozglądnęła się szybko wokół siebie, ale nic nie zauważyła, jednak jej serce tylko przyśpieszało zamiast się uspokoić. Wydawało jej się, że dzisiaj jest ciemniej niż zazwyczaj, a powietrze gęstsze. Wszystko pogrążyło się we śnie.
 Ceres chciała jak najszybciej stąd uciec, więc poleciała w kierunku kopuły. Gdy tylko miała ją zaraz przed sobą, zatrzymała się nagle i opadła delikatnie na ziemie. Wzięła głęboki oddech i uniosła przed siebie dłoń, patrząc w bezkresną przestrzeń, rozciągającą się poza miastem. najpierw delikatnie dotknęła opuszkami palców kopuły. Wydawała się być twarda i wytrzymała, ale tak naprawdę miała jakby glutowatą strukturę, która drgała pod wpływem dotyku. Ceres przełożyła przez barierę całą rękę, po czym przeszła na drugą stronę.
 Gdy tylko znalazła się poza miastem, zaczerpnęła głęboko powietrze tak, że aż poczuła ukłucie w jej płucach. Spojrzała za siebie i uśmiechnęła się. Wewnątrz miasta zostawiła cały swój niepokój, żaby teraz tylko cieszyć się tą nieskończonością, która rozciągała się przed nią. Nigdy nie miała jej dosyć, a za każdym razem jak tutaj przychodziła, miała wrażenie, że coś ją do siebie wzywa. Ze miasto to nie miejsce, do którego powinna należeć.
 Uniosła się nad ziemią, co było jeszcze łatwiejsze niż wewnątrz kopuły. Tym miejscem nie rządziło prawo grawitacji, więc z łatwością mogła polecieć nad kopułę, by przyjrzeć się z wysoka całemu miastu. Wtedy to też widziała jak okropne jest to miejsce. Budynki wyglądały jakby zaraz miały się rozsypać, a drogi były zrobione niechlujnie. Wszędzie leżały gruzy, a rury ciągnęły się przez całe miasto. Jednak nikomu nie zdało się to przeszkadzać, jakby byli ślepi na całe to ohydztwo. Jedyne miejsce wyglądające na nowe, to budynek rządu, znajdujący się w centralnej części miasta. To przed nim stał pomnik Wenus, która jedyne czym zachwycała to swoją monumentalnością. Jej złoty kolor nie mógł błyszczeć w tych ciemnościach, a brud, który osiadł na pomniku tylko pogarszał sprawę. Jednak budynek rządu mienił się nawet w nocy. Odbijał każde najmniejsze światło, tak że zdawał się być widoczny nawet z tak dużej wysokości, na której znajdowała się Ceres.
 Dziewczyna zmarszczyła brwi i odwróciła wzrok od miasta. Naprawdę chciała się stąd wyrwać, ale nie miała do tego tyle odwagi. Bała się, że pozostałe miasta będą wyglądały tak samo jak ten i że nigdy nie wydostanie się z tego okropnego miejsca.  
 Westchnęła ciężko i poleciała jeszcze wyżej ze świadomością, że zaraz musi wracać. W tej postaci czas płynął szybciej niż zazwyczaj, więc przed świtem musiała się dostać z powrotem do swojego ciała, żeby móc jeszcze na chwilę odpocząć. Nagle zatrzymała się czując narastający strach, który nie pochodził bezpośrednio od niej, lecz od jej ciała. Spojrzała w danym kierunku i od razu poleciała w dół, dostając się w mgnieniu oka w to samo miejsce, z którego przechodziła na zewnątrz. Gdy miała już wchodzić zatrzymał ją wzrok, który w jednym momencie utkwił w jej osobie. Cała zesztywniała i powoli odwróciła głowę w stronę, z której poczuła czyjąś obecność. Niedaleko jej stała postać, która przyglądała się jej uważnie. Ceres nie potrafiła się ruszyć, gdy postać zaczęła podążać w jej stronę. Stała jak wryta, przyglądając się jak osoba jest coraz bliżej, aż w końcu była na tyle blisko, że mogła dokładnie ją zobaczyć.
 Była ubrana w biały kombinezon wystarczająco dopasowany do ciała, żeby Ceres od razu zauważyła, że pod nim kryje się mężczyzna i to dość dobrze zbudowany, co jeszcze bardziej zaniepokoiło dziewczynę. Strój jednak nie był do końca przylegający, więc z łatwością mógł się poruszać. Na głowie miał biały kask ze szkiełkiem na oczy, przez który mógł cokolwiek zobaczyć, jednak Ceres nie mogła dojrzeć jego twarzy. Wzdrygnęła się, gdy mężczyzna postawił kolejny krok, ale gdy zobaczył, że dziewczyna się boi, od razu się cofnął i stanął w bezpiecznej odległości, żeby ją jeszcze bardziej nie przestraszyć.
 - Powinnaś uciekać - odezwał się. Jego głos był stłumiony przez kask, ale Ceres zdawało się, że było w nim coś z troski.
 Gdy nie odezwała się do niego, ani nie ruszyła ze swojego miejsca, chłopak podszedł do niej. Wtedy cofnęła się o krok, ale on zdążył złapać ją za ramiona i lekko wbił palce w jej skórę, jakby chciał ją przed czymś ostrzec.
 - Jeżeli nie chcesz skończyć martwa, to radzę ci, żebyś w tej chwili wróciła do swojego ciała, a potem natychmiast przyjdź tu z powrotem - mówił szybko jakby mu się bardzo spieszyło -Ubierz na siebie jakiś ciasny kombinezon i coś, co ochroni twoja twarz. Niezdrowo oddychać tym powietrzem i ochroni cię to przed wszystkim... innym - dokończył niepewnie.
 Ceres patrzyła na niego wielkimi oczami. Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale tak bardzo zaschło jej w gardle, że nie potrafiła nic z siebie wydusić. Przełknęła ślinę, a razem z nią wszystkie słowa, które nie wydostały się na zewnątrz. Teraz tłukły się w jej głowie, która powoli zaczynała ją boleć od natłoku tych myśli.
 - Kim ty w ogóle jesteś? - zapytała po jakimś czasie lekko drżącym głosem.
 - Nie czas teraz na takie pytania - szybko ją zbył i odwrócił w stronę kopuły - Idź już, bo może być za późno - popchnął ją przez barierę.
 W jednej chwili znajdowała się z powrotem w mieście. Do jej nozdrzy dostał się stęchły zapach, który wywołał u niej odruch wymiotny, który powstrzymała w ostatniej chwili. Zatkała sobie nos i zmarszczyła brwi, zdając sobie sprawę, że nadal to czuje. Nie miała co do tego dobrych przeczuć, zwłaszcza, że pył, który znajdował się w mieście miał wydzielać słodki zapach. Szybko poleciała do swojego mieszkania i nawet nie zdążyła się rozglądnąć. Jedyne co potem poczuła to coś zimnego i mokrego na jej skórze. Otworzyła szeroko oczy i przed sobą zobaczyła potwora, który powinien znajdować się za wysokim murem niedostępnym dla ludzi.
Potwór patrzył na nią czerwonymi oczami, które błyszczały w ciemności jak drogie szmaragdy, odbijając w nich postać dziewczyny. Czarny pysk, pokryty dziwnym śluzem, miał otwarty zaraz przed twarzą Ceres szczerząc ostre jak brzytwy zęby poukładane w dwóch rządkach. W środku dostrzegła wysuwającą się gardziel z kolejnymi szeregami ostrych zębów, ułatwiającymi rozszarpanie ofiary. Ceres nie miała jak uciec. Jej ciało było przygniecione ciężką łapą zakończoną ostrymi pazurami, które wbijały się w jej miękką skórę. Próbowała się wyrwać, ale pazury wbijały się tylko bardziej, zostawiając krwiste ślady na jej brzuchu. Jej ciało oblał zimny pot, a serce przyśpieszyło niebezpiecznie. Nie wiedziała co zrobić i w jednym momencie pożałowała, że od razu nie posłuchała tamtej osoby.
 Zabij go! 
 Odezwał się głos w jej głowie. Otworzyła szerzej oczy, nie rozumiejąc, co się własnie stało. Patrzyła tylko jak gardziel wysuwa się coraz bliżej i kłapie swoimi zębami, aby rozszarpać jej gardło. Nie miała zamiaru teraz umierać. Wzięła szybko głęboki wdech i spróbowała nie myśleć o bólu, który rozciągał się przez jej brzuch i paraliżującym strachu, który opanował całe jej ciało. Spojrzała na jego chudą klatkę piersiową, przez którą z łatwością można było dostrzec wszystkie żebra i równomierny ruch skóry, przez którą przebijało się jego pulsujące serce. Nie miała wiele czasu, a w pobliżu nie było żadnej broni, którą mogłaby użyć do zabicia tego potwora. Z desperacją spojrzała na swoją wolną dłoń, która nie była przygnieciona jego ciałem. Zmarszczyła brwi, gdy zdała sobie sprawę, że nawet nie ma na tyle długich paznokci, żeby zadać jakiekolwiek obrażenia, ale to było jedyne wyjście i jej ostatnia nadzieja na przeżycie. Ponownie spojrzała na miejsce, gdzie powinno znajdować się serce i zacisnęła mocno zęby, jakby to miało jej dodać odwagi. Wolała nie myśleć o jakichkolwiek konsekwencjach i jakże marnych szansach na powodzenie tego planu, ale postanowiła w ten jeden cios włożyć całą swoją siłę. Ceres była pewna, że to się skończy połamaniem palców i oczywiście śmiercią, bo już od jakiegoś czasu czuła na sobie ślinę potwora, która kapała mu z pyska, jednak dłoń z łatwością przebiła skórę, prześlizgując się przez żebra, aby natrafić na serce, które teraz pulsowało w jej dłoni. Potwór wrzasnął żałośnie, a gardziel w jednej chwili schowała się głęboko w gardle. W jednym momencie skoczył do tyłu, chcąc uniknąć śmiertelnego pchnięcia, jednak Ceres szybko zacisnęła dłoń na sercu, które pod wpływem gwałtownego pociągnięcia, wyrwało się z jego ciała, spoczywając teraz na dłoni dziewczyny. Czuła jak jego puls słabnie, a gorącą krew spływa po jej ręce, znacząc kroplami jej łóżko, które przerodziły się w jedną wielką plamę. Ceres patrzyła na nie z przerażeniem, z trudnością łapiąc oddech. Na ziemie sprowadził ją dopiero ruch, który dostrzegła kątem oka i od razu spojrzała na potwora, który stał przed nią, gapiąc się pustym wzrokiem na swoje serce, które przestało już bić.
 Nagle wrzasnął przeraźliwie i tak głośno, że jego głos rozbił szyby w oknie. Szkło rozsypało się na drobne kawałki i gdyby Ceres szybko nie zasłoniłaby sobie twarzy, jego odłamki zraniłyby jej oczy. Jednak nie była przygotowana na to, co miało zaraz nadejść. Widziała jakby w zwolnionym tempie jak potwór rzuca się na nią ze szponami wyciągniętymi w jej stronę i wyszczerzonymi wszystkimi zębami, zdolnymi w jednym momencie rozszarpać jej skórę. Ceres gwałtownie cofnęła się uderzając w ścianę, mając nadzieję, że jej nie dosięgnie, jednak w to nie wierzyła i zamknęła oczy, żeby nie wiedzieć, kiedy nadejdzie ból. Poczuła jak pazury tną jej skórę, lecz to nie było głębokie cięcie jakiego oczekiwała. Powoli otworzyła oczy tylko na tyle, żeby zobaczyć wielkie ciało potwora spoczywające przed nią bez ruchu.


3 komentarze:

  1. A skąd się on jest? Bo nie rozumiem. Super rozdział i dobrze mówisz, że możesz pisać tylko dla siebie. Tak trzymaj! :) Kiedyś polecę z Tobą do kosmosu, na spółkę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chodzi o potwora, czy o tego w kombinezonie? Potwór jest zza muru, a o tej osobie to się jeszcze wyjaśni :p to jak nazbieramy kasę, to lecimy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń