piątek, 15 stycznia 2016

Rozdział 2

Buuu...przepraszam, że tak długo, ale szkoła nagliła i nie miałam czasu. Jednak teraz powinno być lepiej, więc postaram się dawać częściej (jeżeli wena twórcza mnie nie opuści :p). Dzięki za komentarze, tak się cieszę, że nie piszę tylko dla siebie i aktualnie ktoś to czyta. Nawet nie wiecie jak mnie to cieszy :*
 Mam nadzieję, że rozdziały nie są ani za długie, ani za krótkie. Nigdy nie wiem ile mogę napisać, żeby was potem nie zanudzić :p.
------------------------------------------------------------------------------------------------

Ceres pędziła przez ulicę, a na jej twarzy malował się szeroki uśmiech. Kochała to uczucie, bo tylko wtedy miała wrażenie, że jej życie nie jest przez nikogo kontrolowane. Miała pełną swobodę nad tym, co robi. Jechała w kierunku najwyższego budynku, usytuowanego w centralnej części miasta. Zaraz przed wieżowcem stał monumentalny pomnik, przedstawiającą piękną kobietę, która wydawała się spoglądać na całe miasto. Mieszkańcy wznieśli go na cześć jednej ze Stwórczyń zwanej Wenus. Była założycielką tej utopii i stworzyła pierwszych ludzi, żyjących tutaj.
 Zaparkowała ścigacz przed wejściem i położyła na siedzeniu swój kask, nie chcąc brać go ze sobą. Objęła wzrokiem cały budynek, co wcale nie było takim prostym wyczynem. Z jej perspektywy, wydawało się, że sięga aż kopuły, jeżeli nie wyżej. Jego wielkość przytłaczała Ceres i im dłużej na niego patrzyła tym bardziej wydawało jej się, że coś jest nie tak. Po jej ciele przeszedł zimny dreszcz. Nie wiedziała czemu, ale miała dziwne wrażenie, że to miejsce jest pochłaniane przez ciemność, która powoli pełzła w dół budynku, zbliżając się do niej. Sparaliżowana strachem, nie mogła się ruszyć, tkwiąc w tym samym miejscu już od dłuższego czasu. Jej serce przyśpieszyło, podchodząc do gardła. Czuła jak pulsuje w przełyku, utrudniając oddychanie do takiego stopnia, że jej klatka piersiowa ledwo się unosiła. Przełknęła głośno ślinę, żeby pozbyć się szumu w uszach i szybko odwróciła wzrok, powtarzając sobie, że to wszytko to tylko jej wyobraźnia.
 Pośpiesznie weszła do środka budynku i od razu uderzył w nią słodki zapach, który delikatnie podrażniał jej nos. W niektórych miejscach pomieszczenia w szklanych naczyniach znajdował się pył kosmiczny, który wydzielał zapach. Ceres przyglądnęła się im uważnie. Za każdym razem, gdy musiała tu przyjść, chciała jak najszybciej opuścić to miejsce. Niepokój, który czuła przed wejściem, ani na chwilę jej nie opuścił, a tylko się spotęgował. Biała, otwarta przestrzeń, w której się teraz znajdowała, wywoływała tylko dreszcze na jej ciele.
 Niepewnie podeszła do recepcji stawiając powoli, ale stanowczo każdy krok, żeby nie wyróżniać się z tłumu. Nie chciała, żeby ktokolwiek zauważył jak paraliżuje ją strach. Rozglądnęła się dyskretnie i wyglądało na to, że nikt nie zwrócił większej uwagi na zwykłą dziewczynę, których tu takich wiele. Odetchnęła z ulgą, ale nie na długo, gdy w końcu stanęła przed recepcjonistką. Kobieta spojrzała na nią zimnym wzorkiem, oczekując od niej jakiegoś wyjaśnienia, więc szybko powiedziała, po co tu przyszła i została odesłana na drugie piętro do pokoju BSZ (Biura Spraw Zewnętrznych). Każdy krok, który przybliżał ja do pomieszczenia, stawał się coraz cięższy, a korytarz sprawiał wrażenie nienaturalnie długiego. Poczuła ulgę, gdy w końcu dotarła do właściwych drzwi, ale jej niepokój wcale nie zniknął. Uniosła dłoń z zamiarem zapukania, ale powstrzymała się i znieruchomiała w przerażeniu. Poczuła na plecach chłód, który wywołał u niej ciarki na całym ciele, co nigdy nie wróżyło dobrze. Odwróciła się przerażona, ale korytarz wciąż był tak samo pusty jak poprzednio. Jedyne, co Ceres słyszała to szybkie bicie własnego serca, które zaraz miało wyskoczyć jej z klatki piersiowej. Gdy jeszcze kilka razy upewniła się, że to wszytko to tylko jej urojenia, z powrotem przeniosła wzrok na czarne drzwi. Wzięła głęboki oddech i wstrzymała go, żeby przypadkiem nie zdradzić swojej pozycji. Dokładnie nie wiedziała dlaczego tak zrobiła, ale miała co do tego złe przeczucie. Uniosła dłoń i tym razem szybko zapukała i odsunęła się kilka kroków do tyłu. Wypuściła cicho powietrze, czekając na odpowiedź, ale nikt się nie odzywał. Jej mięśnie były napięte, a Ceres w każdej chwili była gotowa do ucieczki. Przełknęła ślinę i choć bardzo tego nie chciała, ponownie podeszła do drzwi i zapukała. Nadal cisza. Pomyślała, że pewnie jej nie słyszą, więc postanowiła otworzyć lekko drzwi i gdy miała się wychylić do środka, powstrzymał ją czyiś głos, który ani trochę nie wydawał się być przyjazny. Była pewna, że nie powinna tego słyszeć, ale ciekawość wygrała i przybliżyła ucho w stronę szczeliny, którą zrobiła.
 - ... dzisiaj i tak musimy wrócić. - usłyszała niski, męski głos.
 - Masz rację... wystarczający wynik... - Ceres nie mogła usłyszeć całej rozmowy - ... pożreć...
 Cofnęła się przerażona ostatnim słowem, które głucho odbijało się echem w głowie. Kompletnie już nie panując nad swoim strachem, jej nogi stały się słabe, nie mogąc utrzymać już ciężaru ciała. Gdyby nie sofa, która nagle pojawiła się na jej drodze, to upadłaby ciężko na podłogę, więc gdy tylko zatopiła się głęboko w sztucznej skórze, wbiła w nią mocno paznokcie, zostawiając niewielkie dziury. Przez chwilę patrzyła w podłogę, a jej oddech gwałtownie przyspieszył. Jej zmysły wyostrzyły się, a w głowie zaczęło szumieć. Gdy tylko usłyszała jakiś dźwięk, uniosła szybko głowę, wbijając przerażony wzrok w drzwi, do których zbliżał się cień. Przełknęła głośno ślinę, nie mając pojęcia czego się spodziewać. Cień powoli zbliżał się i powiększał, aby w końcu ukryć całe światło. Drzwi powoli zaczęły się otwierać, aż w końcu stanęła w nich wysoka kobieta ubrana w czarny kostium, który mocno opinał jej ciało. Spojrzała na nią zdziwiona, nie spodziewając się niczyjej wizyty. Uśmiechnęła się miło, jednak to co miało uspokoić Ceres, tylko spotęgowało jej przerażenie.
 - Mogłabym w czymś pomóc? - zapytała uprzejmie.
 Dziewczyna patrzyła na nią jeszcze przez chwilę, nie mogąc wydusić z siebie pojedynczego słowa. Jednak wiedziała, że jeśli się nie odezwie, kobieta zacznie nabierać podejrzeń.
 - Zostałam tutaj wysłana po moją wypłatę - odpowiedziała jej naturalnie, co szczerze ją zaskoczyło.
 Kobieta spojrzała za siebie na drzwi.
 - Powinien być już teraz wolny, więc możesz wejść do jego gabinetu.  - spojrzała na nią i uniosła kącik ust - Powinnaś dzisiaj zaszaleć, życie jest mimo wszystko krótkie.
 Ceres wzdrygnęła się na te słowa, a po jej ciele przeszły ciarki. Była przekonana, że coś jest nie tak, ale nie miała pojęcia co. Nikt przecież nie uwierzy w jej głupie przeczucie.
 - Tak, ma pani rację
 Nie miała pojęcia, jak się przy niej zachować, więc odetchnęła z ulgą, gdy kobieta pożegnała się i odeszła. Ceres patrzyła jeszcze za nią, dopóki nie zniknęła w następnym korytarzu i dopiero wtedy przeniosła wzrok na uchylone drzwi. Tak na prawdę nie miała teraz najmniejszej ochoty tam wchodzić, ale chciała jak najszybciej załatwić swoje sprawy. Podniosła się z fotela i podeszła do nich, otwierając je stanowczym ruchem. Dobrze wiedziała, że musi się zachowywać normalnie, więc po drodze wzięła głęboki oddech, wyprostowała się i spojrzała stanowczym wzrokiem na mocno zbudowanego mężczyznę siedzącego za biurkiem. Uśmiechnął się do niej miło i wskazał dłonią krzesło, tym samym proponując Ceres, aby usiadła. Dziewczyna jednak zignorowała jego uprzejmość, stając przed biurkiem.
 - Co cię do mnie sprowadza? - zapytał uprzejmie. Jego głos różnił się od tego, który przed chwilą słyszała. Teraz wydawał jej się sztuczny.
 - Dzisiaj jest dzień mojej wypłaty, więc zostałam odesłana tutaj. - odpowiedziała beznamiętnie, patrząc mu prosto w oczy.
 - Ah oczywiście - sięgnął po jakąś teczkę pod biurkiem i położył ją przed sobą. Wyciągnął z niej kilka kopert i wręczył Ceres jedną z nich - Proszę.
 Dziewczyna odebrała kopertę, na której wypisane było jej imię i włożyła do tylnej kieszeni spodni, nie spuszczając wzroku z mężczyzny.
 - Bardzo dziękuję - zdobyła się na lekki uśmiech, mając nadzieję, że nie wygląda sztucznie
 - Ależ nie ma za co. To ja powinienem podziękować za całą twoją ciężką pracę... A może zrobisz sobie już dzisiaj wolne? - powiedział rozentuzjazmowany - Jesteś jeszcze młoda, ale nigdy nie wiesz, co przyniesie jutro - uśmiechnął się ciepło - zaszalej dzisiaj.
 Ceres uniosła delikatnie brwi. Nie dała tego po sobie tego poznać, ale przez jej ciało przebiegł zimny dreszcz niepokoju. Te słowa zabrzmiały podobnie jak kobiety, która wychodziła z gabinetu. Ufała swoim przeczuciom, a to było bardzo silne. Coś dzisiaj jest nie tak.
 Przełknęła ślinę, żeby zwilżyć gardło.
 - Tak zrobię, dziękuję - pochyliła lekko głowę na do widzenia i wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
 Dopóki nie znalazła się na korytarzu, czuła na sobie wzrok mężczyzny, który nie wydawał jej się zbyt miły. Wzięła głęboki oddech i bez chwili namysłu skierowała się w stronę windy. Szybko nacisnęła guzik, mając nadzieję na szybkie otworzenie się metalowych drzwi. Czuła jak coś napiera na jej klatkę piersiową, uniemożliwiając oddech, a każda pojedyncza sekunda ciągnęła się w nieskończoność. Wydawało się Ceres, że minęło dobre kilkanaście minut, gdy usłyszała znajomy dźwięk i drzwi rozsunęły się. Odetchnęła z ulgą, gdy nikogo nie było w środku. Weszła do windy i ponownie kliknęła guzik, po czym drzwi z powrotem się zasunęły. Zapadła cisza, którą przerywała tylko wkurzająca piosenka, która w kółko była puszczana, jakby nie mieli żadnej innej muzyki.
 Ceres przygryzła wargę i gdy tylko ta metalowa klatka się zatrzymała, przecisnęła się przez drzwi i wyszła szybkim krokiem. Rzuciła tylko do widzenia do recepcjonistki, ale nie miała zamiaru odwracać się w jej stronę. Chciała jak najszybciej dostać się do swojego mieszkania i poukładać wszystko w swojej głowie. Mnóstwo dziwnych scenariuszy przechodziło przez nią, a przez to zaczęła czuć się niedobrze i zbierało jej się na wymioty. Dawno już nie czuła się taka przerażona.
 Wsiadła na swój motor, zakładając kask i szybko pędziła miastem, nie zważając na żadne przepisy. Obraz migał jej przed oczami, jednak ona mogła doskonale powiedzieć, co mijała. Jej wzrok od zawsze był dobry, a w ciemnościach źrenice błyszczały się srebrnym kolorem, zdradzając jej obecność. Teraz jednak przez kask nie były widoczne, ale Ceres była pewna, że w tym momencie świecą się jaśniej niż powinny. Szkliły się do łez, które zbierały się w kącikach jej oczu. Przejechała przez znajomą uliczkę, żeby zaraz ostro zahamować, zatrzymując się zaraz przed swoim garażem. Ściągnęła kask i wbiegła do swojego domu, zamykając za sobą wszystkie zamki. Oparła się o drzwi, oddychając ciężko. Próbowała się uspokoić, ale coś cały czas ją niepokoiło, a dziwne uczucie, które prześladowało ją od rana tylko się nasiliło. Spojrzała przez okno, przez które wpadało przymglone światło latarni i wzięła jeden głęboki oddech, mając nadzieję, że uczucie, które drażniło ją w środku, zaraz zniknie. Wlepiła w niego wzrok i skupiła się na jego migotaniu, jakby to była jedyna rzecz na świecie.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam za ten rozdział... sama go nie lubię, ale nie chce już mi się go zbytnio zmieniać. Obiecuję, że kolejne nie będą już takie nudne. W końcu zacznie się coś dziać *nareszcie*. Jednak nie umiem wprowadzać dramatyzmu do moich opowiadań, więc nie znajduję się go tyle ile bym chciała :( musicie mi to wybaczyć. Może później będzie trochę lepiej :p

 

2 komentarze:

  1. Świetny rozdział :P Sorry, że nie czytałam na bieżąco ale wiesz, nauka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Taaa, rozumiem :p ona zawsze przeszkadza :D

    OdpowiedzUsuń