piątek, 22 stycznia 2016

Rozdział 3

Ktoś tęsknił? Pewnie nikt :p ale i tak będę dalej pisać, nawet jakbym to miała robić tylko dla siebie. Miałam zamiar zmienić coś w swoim życiu i nie mam zamiaru z tego rezygnować.
 A teraz jakże niezwykle trafna wiedza, która idealnie odnosi się do mojego opowiadania >.< Wiedzieliście, że nasza masa ciała tak naprawdę w 90% składa się z gwiezdnego pyłu?! Jest tak, ponieważ wszystkie elementy (oprócz wodoru i helu) tworzą się w gwiazdach.
Nauka jest niesamowita, prawda? Choć, nie zawsze lubię się jej uczyć, to prawdopodobnie nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać :) Nie wiem jak wy, ale zawsze marzyło mi się polecieć w kosmos i zobaczyć to wszystko na własne oczy, ale jak na razie muszę się zadowolić widokiem z okna *nie jestem na tyle bogata* :p choć mam nadzieję, że w późniejszych rozdziałach, będę mogła choć odrobinę odwzorować jego magię
-------------------------------------------------------------------------------------------------------

 Po chwili wzięła głęboki oddech i osunęła się na ziemię. Nadal nie była spokojna, ale pozwoliła sobie na chwilę odpoczynku. Miała wrażenie, że coś naciska na jej klatkę piersiową, nie pozwalając jej dokładnie zaczerpnąć powietrza. Czuła się jakby zaraz miała zwymiotować, ale cudem się od tego powstrzymywała. Ściągnęła perukę, a ręka zsunęła się z powrotem bezwładnie na podłogę i od tego czasu nie poruszała żadną częścią ciała. Nawet jej klatka piersiowa tylko nieznacznie się unosiła. Zamknęła oczy i wypuściła cicho powietrze. Nie była pewna ile czasu minęło, kiedy ponownie je otworzyła, ale była pewna, że usnęła na moment. Światła na zewnątrz świeciły mocniej, co oznaczało, że zbliżała się noc.
 Gdy tylko o tym pomyślała ścisnęło ją w żołądku, a wszystko co dzisiaj zjadła cofnęło się jej do gardła. W jednym momencie wpadła do łazienki i gdy tylko pochyliła głowę nad toaletą, wszystko z siebie wyrzuciła. Po wszystkim nadal ją naciągało, więc siedziała oparta o toaletę, oddychając głęboko i czekając, aż jej się polepszy. W końcu wstała i podeszła do umywalki, podpierając się o nią. Patrzyła na swoje odbicie, widząc w nim zmęczoną twarz, która wydawała się być jej obca.
 Co się dzieje? Zapytała cała roztrzęsiona. Nigdy coś takiego ją nie spotkało.
 Przemyła twarz zimną wodą i przepłukała kilka razy usta, żeby pozbyć się ohydnego smaku. Gdy tylko wyszła z łazienki, od razu położyła się do swojego łóżka, chcąc jak najszybciej zasnąć i w końcu zapomnieć o dzisiejszym dniu. Była wykończona i słaba, jednak zanim zamknęła oczy, przez chwilę patrzyła się w odrapany sufit. Nie trwało to jednak długo, gdy jej powieki stały się ciężkie, aż w końcu poddała się i zapadła w głęboki sen.
*
 Za oknem panowała ciemność, którą przecinały tylko gdzieniegdzie wiązki światła. Na ulicach nie było żywej duszy, a przez kopułę zaczęły przedostawać się pyły, które wydzielały słodki zapach, który od razu dostał się do nozdrzy Ceres. Poruszyła nimi niespokojnie i kichnęła cicho. Potarła nos i przewróciła się na lewy bok, kontynuując swój sen. Przynajmniej teraz mogła sobie przez chwilę odpocząć od tego dziwnego dnia. Po chwili jednak otworzyła oczy, żeby zobaczyć siebie leżącą na łóżku. Spojrzała na swoje dłonie i wiedziała, że ponownie wyszła ze swojego ciała. Choć zawsze jej się to podobało, dzisiaj nie była z tego taka szczęśliwa.
 Od razu poczuła niepokój i rozglądnęła się gorączkowo po ciemnym pokoju. Nawet teraz jej oczy błyszczały, a włosy migotały jakby chowały w sobie miliony gwiazd. Pomagało jej to w szukaniu jakiejkolwiek oznaki, że ktoś jest w mieszkaniu, ale mogła się przyglądać, jednak nigdy nic nie znalazła. To tylko głupi strach, który brał się znikąd.
 Zanim wydostała się ze swojego domu, spojrzała jeszcze na swoje ciało, upewniając się, że nic mu nie jest. Uśmiechnęła się i przeszła przez okno, unosząc się teraz nad ulicą. Gdy tylko znalazła się na zewnątrz, wstrząsnęły nią dreszcze, a niepokój tylko narósł. Rozglądnęła się szybko wokół siebie, ale nic nie zauważyła, jednak jej serce tylko przyśpieszało zamiast się uspokoić. Wydawało jej się, że dzisiaj jest ciemniej niż zazwyczaj, a powietrze gęstsze. Wszystko pogrążyło się we śnie.
 Ceres chciała jak najszybciej stąd uciec, więc poleciała w kierunku kopuły. Gdy tylko miała ją zaraz przed sobą, zatrzymała się nagle i opadła delikatnie na ziemie. Wzięła głęboki oddech i uniosła przed siebie dłoń, patrząc w bezkresną przestrzeń, rozciągającą się poza miastem. najpierw delikatnie dotknęła opuszkami palców kopuły. Wydawała się być twarda i wytrzymała, ale tak naprawdę miała jakby glutowatą strukturę, która drgała pod wpływem dotyku. Ceres przełożyła przez barierę całą rękę, po czym przeszła na drugą stronę.
 Gdy tylko znalazła się poza miastem, zaczerpnęła głęboko powietrze tak, że aż poczuła ukłucie w jej płucach. Spojrzała za siebie i uśmiechnęła się. Wewnątrz miasta zostawiła cały swój niepokój, żaby teraz tylko cieszyć się tą nieskończonością, która rozciągała się przed nią. Nigdy nie miała jej dosyć, a za każdym razem jak tutaj przychodziła, miała wrażenie, że coś ją do siebie wzywa. Ze miasto to nie miejsce, do którego powinna należeć.
 Uniosła się nad ziemią, co było jeszcze łatwiejsze niż wewnątrz kopuły. Tym miejscem nie rządziło prawo grawitacji, więc z łatwością mogła polecieć nad kopułę, by przyjrzeć się z wysoka całemu miastu. Wtedy to też widziała jak okropne jest to miejsce. Budynki wyglądały jakby zaraz miały się rozsypać, a drogi były zrobione niechlujnie. Wszędzie leżały gruzy, a rury ciągnęły się przez całe miasto. Jednak nikomu nie zdało się to przeszkadzać, jakby byli ślepi na całe to ohydztwo. Jedyne miejsce wyglądające na nowe, to budynek rządu, znajdujący się w centralnej części miasta. To przed nim stał pomnik Wenus, która jedyne czym zachwycała to swoją monumentalnością. Jej złoty kolor nie mógł błyszczeć w tych ciemnościach, a brud, który osiadł na pomniku tylko pogarszał sprawę. Jednak budynek rządu mienił się nawet w nocy. Odbijał każde najmniejsze światło, tak że zdawał się być widoczny nawet z tak dużej wysokości, na której znajdowała się Ceres.
 Dziewczyna zmarszczyła brwi i odwróciła wzrok od miasta. Naprawdę chciała się stąd wyrwać, ale nie miała do tego tyle odwagi. Bała się, że pozostałe miasta będą wyglądały tak samo jak ten i że nigdy nie wydostanie się z tego okropnego miejsca.  
 Westchnęła ciężko i poleciała jeszcze wyżej ze świadomością, że zaraz musi wracać. W tej postaci czas płynął szybciej niż zazwyczaj, więc przed świtem musiała się dostać z powrotem do swojego ciała, żeby móc jeszcze na chwilę odpocząć. Nagle zatrzymała się czując narastający strach, który nie pochodził bezpośrednio od niej, lecz od jej ciała. Spojrzała w danym kierunku i od razu poleciała w dół, dostając się w mgnieniu oka w to samo miejsce, z którego przechodziła na zewnątrz. Gdy miała już wchodzić zatrzymał ją wzrok, który w jednym momencie utkwił w jej osobie. Cała zesztywniała i powoli odwróciła głowę w stronę, z której poczuła czyjąś obecność. Niedaleko jej stała postać, która przyglądała się jej uważnie. Ceres nie potrafiła się ruszyć, gdy postać zaczęła podążać w jej stronę. Stała jak wryta, przyglądając się jak osoba jest coraz bliżej, aż w końcu była na tyle blisko, że mogła dokładnie ją zobaczyć.
 Była ubrana w biały kombinezon wystarczająco dopasowany do ciała, żeby Ceres od razu zauważyła, że pod nim kryje się mężczyzna i to dość dobrze zbudowany, co jeszcze bardziej zaniepokoiło dziewczynę. Strój jednak nie był do końca przylegający, więc z łatwością mógł się poruszać. Na głowie miał biały kask ze szkiełkiem na oczy, przez który mógł cokolwiek zobaczyć, jednak Ceres nie mogła dojrzeć jego twarzy. Wzdrygnęła się, gdy mężczyzna postawił kolejny krok, ale gdy zobaczył, że dziewczyna się boi, od razu się cofnął i stanął w bezpiecznej odległości, żeby ją jeszcze bardziej nie przestraszyć.
 - Powinnaś uciekać - odezwał się. Jego głos był stłumiony przez kask, ale Ceres zdawało się, że było w nim coś z troski.
 Gdy nie odezwała się do niego, ani nie ruszyła ze swojego miejsca, chłopak podszedł do niej. Wtedy cofnęła się o krok, ale on zdążył złapać ją za ramiona i lekko wbił palce w jej skórę, jakby chciał ją przed czymś ostrzec.
 - Jeżeli nie chcesz skończyć martwa, to radzę ci, żebyś w tej chwili wróciła do swojego ciała, a potem natychmiast przyjdź tu z powrotem - mówił szybko jakby mu się bardzo spieszyło -Ubierz na siebie jakiś ciasny kombinezon i coś, co ochroni twoja twarz. Niezdrowo oddychać tym powietrzem i ochroni cię to przed wszystkim... innym - dokończył niepewnie.
 Ceres patrzyła na niego wielkimi oczami. Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale tak bardzo zaschło jej w gardle, że nie potrafiła nic z siebie wydusić. Przełknęła ślinę, a razem z nią wszystkie słowa, które nie wydostały się na zewnątrz. Teraz tłukły się w jej głowie, która powoli zaczynała ją boleć od natłoku tych myśli.
 - Kim ty w ogóle jesteś? - zapytała po jakimś czasie lekko drżącym głosem.
 - Nie czas teraz na takie pytania - szybko ją zbył i odwrócił w stronę kopuły - Idź już, bo może być za późno - popchnął ją przez barierę.
 W jednej chwili znajdowała się z powrotem w mieście. Do jej nozdrzy dostał się stęchły zapach, który wywołał u niej odruch wymiotny, który powstrzymała w ostatniej chwili. Zatkała sobie nos i zmarszczyła brwi, zdając sobie sprawę, że nadal to czuje. Nie miała co do tego dobrych przeczuć, zwłaszcza, że pył, który znajdował się w mieście miał wydzielać słodki zapach. Szybko poleciała do swojego mieszkania i nawet nie zdążyła się rozglądnąć. Jedyne co potem poczuła to coś zimnego i mokrego na jej skórze. Otworzyła szeroko oczy i przed sobą zobaczyła potwora, który powinien znajdować się za wysokim murem niedostępnym dla ludzi.
Potwór patrzył na nią czerwonymi oczami, które błyszczały w ciemności jak drogie szmaragdy, odbijając w nich postać dziewczyny. Czarny pysk, pokryty dziwnym śluzem, miał otwarty zaraz przed twarzą Ceres szczerząc ostre jak brzytwy zęby poukładane w dwóch rządkach. W środku dostrzegła wysuwającą się gardziel z kolejnymi szeregami ostrych zębów, ułatwiającymi rozszarpanie ofiary. Ceres nie miała jak uciec. Jej ciało było przygniecione ciężką łapą zakończoną ostrymi pazurami, które wbijały się w jej miękką skórę. Próbowała się wyrwać, ale pazury wbijały się tylko bardziej, zostawiając krwiste ślady na jej brzuchu. Jej ciało oblał zimny pot, a serce przyśpieszyło niebezpiecznie. Nie wiedziała co zrobić i w jednym momencie pożałowała, że od razu nie posłuchała tamtej osoby.
 Zabij go! 
 Odezwał się głos w jej głowie. Otworzyła szerzej oczy, nie rozumiejąc, co się własnie stało. Patrzyła tylko jak gardziel wysuwa się coraz bliżej i kłapie swoimi zębami, aby rozszarpać jej gardło. Nie miała zamiaru teraz umierać. Wzięła szybko głęboki wdech i spróbowała nie myśleć o bólu, który rozciągał się przez jej brzuch i paraliżującym strachu, który opanował całe jej ciało. Spojrzała na jego chudą klatkę piersiową, przez którą z łatwością można było dostrzec wszystkie żebra i równomierny ruch skóry, przez którą przebijało się jego pulsujące serce. Nie miała wiele czasu, a w pobliżu nie było żadnej broni, którą mogłaby użyć do zabicia tego potwora. Z desperacją spojrzała na swoją wolną dłoń, która nie była przygnieciona jego ciałem. Zmarszczyła brwi, gdy zdała sobie sprawę, że nawet nie ma na tyle długich paznokci, żeby zadać jakiekolwiek obrażenia, ale to było jedyne wyjście i jej ostatnia nadzieja na przeżycie. Ponownie spojrzała na miejsce, gdzie powinno znajdować się serce i zacisnęła mocno zęby, jakby to miało jej dodać odwagi. Wolała nie myśleć o jakichkolwiek konsekwencjach i jakże marnych szansach na powodzenie tego planu, ale postanowiła w ten jeden cios włożyć całą swoją siłę. Ceres była pewna, że to się skończy połamaniem palców i oczywiście śmiercią, bo już od jakiegoś czasu czuła na sobie ślinę potwora, która kapała mu z pyska, jednak dłoń z łatwością przebiła skórę, prześlizgując się przez żebra, aby natrafić na serce, które teraz pulsowało w jej dłoni. Potwór wrzasnął żałośnie, a gardziel w jednej chwili schowała się głęboko w gardle. W jednym momencie skoczył do tyłu, chcąc uniknąć śmiertelnego pchnięcia, jednak Ceres szybko zacisnęła dłoń na sercu, które pod wpływem gwałtownego pociągnięcia, wyrwało się z jego ciała, spoczywając teraz na dłoni dziewczyny. Czuła jak jego puls słabnie, a gorącą krew spływa po jej ręce, znacząc kroplami jej łóżko, które przerodziły się w jedną wielką plamę. Ceres patrzyła na nie z przerażeniem, z trudnością łapiąc oddech. Na ziemie sprowadził ją dopiero ruch, który dostrzegła kątem oka i od razu spojrzała na potwora, który stał przed nią, gapiąc się pustym wzrokiem na swoje serce, które przestało już bić.
 Nagle wrzasnął przeraźliwie i tak głośno, że jego głos rozbił szyby w oknie. Szkło rozsypało się na drobne kawałki i gdyby Ceres szybko nie zasłoniłaby sobie twarzy, jego odłamki zraniłyby jej oczy. Jednak nie była przygotowana na to, co miało zaraz nadejść. Widziała jakby w zwolnionym tempie jak potwór rzuca się na nią ze szponami wyciągniętymi w jej stronę i wyszczerzonymi wszystkimi zębami, zdolnymi w jednym momencie rozszarpać jej skórę. Ceres gwałtownie cofnęła się uderzając w ścianę, mając nadzieję, że jej nie dosięgnie, jednak w to nie wierzyła i zamknęła oczy, żeby nie wiedzieć, kiedy nadejdzie ból. Poczuła jak pazury tną jej skórę, lecz to nie było głębokie cięcie jakiego oczekiwała. Powoli otworzyła oczy tylko na tyle, żeby zobaczyć wielkie ciało potwora spoczywające przed nią bez ruchu.


piątek, 15 stycznia 2016

Rozdział 2

Buuu...przepraszam, że tak długo, ale szkoła nagliła i nie miałam czasu. Jednak teraz powinno być lepiej, więc postaram się dawać częściej (jeżeli wena twórcza mnie nie opuści :p). Dzięki za komentarze, tak się cieszę, że nie piszę tylko dla siebie i aktualnie ktoś to czyta. Nawet nie wiecie jak mnie to cieszy :*
 Mam nadzieję, że rozdziały nie są ani za długie, ani za krótkie. Nigdy nie wiem ile mogę napisać, żeby was potem nie zanudzić :p.
------------------------------------------------------------------------------------------------

Ceres pędziła przez ulicę, a na jej twarzy malował się szeroki uśmiech. Kochała to uczucie, bo tylko wtedy miała wrażenie, że jej życie nie jest przez nikogo kontrolowane. Miała pełną swobodę nad tym, co robi. Jechała w kierunku najwyższego budynku, usytuowanego w centralnej części miasta. Zaraz przed wieżowcem stał monumentalny pomnik, przedstawiającą piękną kobietę, która wydawała się spoglądać na całe miasto. Mieszkańcy wznieśli go na cześć jednej ze Stwórczyń zwanej Wenus. Była założycielką tej utopii i stworzyła pierwszych ludzi, żyjących tutaj.
 Zaparkowała ścigacz przed wejściem i położyła na siedzeniu swój kask, nie chcąc brać go ze sobą. Objęła wzrokiem cały budynek, co wcale nie było takim prostym wyczynem. Z jej perspektywy, wydawało się, że sięga aż kopuły, jeżeli nie wyżej. Jego wielkość przytłaczała Ceres i im dłużej na niego patrzyła tym bardziej wydawało jej się, że coś jest nie tak. Po jej ciele przeszedł zimny dreszcz. Nie wiedziała czemu, ale miała dziwne wrażenie, że to miejsce jest pochłaniane przez ciemność, która powoli pełzła w dół budynku, zbliżając się do niej. Sparaliżowana strachem, nie mogła się ruszyć, tkwiąc w tym samym miejscu już od dłuższego czasu. Jej serce przyśpieszyło, podchodząc do gardła. Czuła jak pulsuje w przełyku, utrudniając oddychanie do takiego stopnia, że jej klatka piersiowa ledwo się unosiła. Przełknęła głośno ślinę, żeby pozbyć się szumu w uszach i szybko odwróciła wzrok, powtarzając sobie, że to wszytko to tylko jej wyobraźnia.
 Pośpiesznie weszła do środka budynku i od razu uderzył w nią słodki zapach, który delikatnie podrażniał jej nos. W niektórych miejscach pomieszczenia w szklanych naczyniach znajdował się pył kosmiczny, który wydzielał zapach. Ceres przyglądnęła się im uważnie. Za każdym razem, gdy musiała tu przyjść, chciała jak najszybciej opuścić to miejsce. Niepokój, który czuła przed wejściem, ani na chwilę jej nie opuścił, a tylko się spotęgował. Biała, otwarta przestrzeń, w której się teraz znajdowała, wywoływała tylko dreszcze na jej ciele.
 Niepewnie podeszła do recepcji stawiając powoli, ale stanowczo każdy krok, żeby nie wyróżniać się z tłumu. Nie chciała, żeby ktokolwiek zauważył jak paraliżuje ją strach. Rozglądnęła się dyskretnie i wyglądało na to, że nikt nie zwrócił większej uwagi na zwykłą dziewczynę, których tu takich wiele. Odetchnęła z ulgą, ale nie na długo, gdy w końcu stanęła przed recepcjonistką. Kobieta spojrzała na nią zimnym wzorkiem, oczekując od niej jakiegoś wyjaśnienia, więc szybko powiedziała, po co tu przyszła i została odesłana na drugie piętro do pokoju BSZ (Biura Spraw Zewnętrznych). Każdy krok, który przybliżał ja do pomieszczenia, stawał się coraz cięższy, a korytarz sprawiał wrażenie nienaturalnie długiego. Poczuła ulgę, gdy w końcu dotarła do właściwych drzwi, ale jej niepokój wcale nie zniknął. Uniosła dłoń z zamiarem zapukania, ale powstrzymała się i znieruchomiała w przerażeniu. Poczuła na plecach chłód, który wywołał u niej ciarki na całym ciele, co nigdy nie wróżyło dobrze. Odwróciła się przerażona, ale korytarz wciąż był tak samo pusty jak poprzednio. Jedyne, co Ceres słyszała to szybkie bicie własnego serca, które zaraz miało wyskoczyć jej z klatki piersiowej. Gdy jeszcze kilka razy upewniła się, że to wszytko to tylko jej urojenia, z powrotem przeniosła wzrok na czarne drzwi. Wzięła głęboki oddech i wstrzymała go, żeby przypadkiem nie zdradzić swojej pozycji. Dokładnie nie wiedziała dlaczego tak zrobiła, ale miała co do tego złe przeczucie. Uniosła dłoń i tym razem szybko zapukała i odsunęła się kilka kroków do tyłu. Wypuściła cicho powietrze, czekając na odpowiedź, ale nikt się nie odzywał. Jej mięśnie były napięte, a Ceres w każdej chwili była gotowa do ucieczki. Przełknęła ślinę i choć bardzo tego nie chciała, ponownie podeszła do drzwi i zapukała. Nadal cisza. Pomyślała, że pewnie jej nie słyszą, więc postanowiła otworzyć lekko drzwi i gdy miała się wychylić do środka, powstrzymał ją czyiś głos, który ani trochę nie wydawał się być przyjazny. Była pewna, że nie powinna tego słyszeć, ale ciekawość wygrała i przybliżyła ucho w stronę szczeliny, którą zrobiła.
 - ... dzisiaj i tak musimy wrócić. - usłyszała niski, męski głos.
 - Masz rację... wystarczający wynik... - Ceres nie mogła usłyszeć całej rozmowy - ... pożreć...
 Cofnęła się przerażona ostatnim słowem, które głucho odbijało się echem w głowie. Kompletnie już nie panując nad swoim strachem, jej nogi stały się słabe, nie mogąc utrzymać już ciężaru ciała. Gdyby nie sofa, która nagle pojawiła się na jej drodze, to upadłaby ciężko na podłogę, więc gdy tylko zatopiła się głęboko w sztucznej skórze, wbiła w nią mocno paznokcie, zostawiając niewielkie dziury. Przez chwilę patrzyła w podłogę, a jej oddech gwałtownie przyspieszył. Jej zmysły wyostrzyły się, a w głowie zaczęło szumieć. Gdy tylko usłyszała jakiś dźwięk, uniosła szybko głowę, wbijając przerażony wzrok w drzwi, do których zbliżał się cień. Przełknęła głośno ślinę, nie mając pojęcia czego się spodziewać. Cień powoli zbliżał się i powiększał, aby w końcu ukryć całe światło. Drzwi powoli zaczęły się otwierać, aż w końcu stanęła w nich wysoka kobieta ubrana w czarny kostium, który mocno opinał jej ciało. Spojrzała na nią zdziwiona, nie spodziewając się niczyjej wizyty. Uśmiechnęła się miło, jednak to co miało uspokoić Ceres, tylko spotęgowało jej przerażenie.
 - Mogłabym w czymś pomóc? - zapytała uprzejmie.
 Dziewczyna patrzyła na nią jeszcze przez chwilę, nie mogąc wydusić z siebie pojedynczego słowa. Jednak wiedziała, że jeśli się nie odezwie, kobieta zacznie nabierać podejrzeń.
 - Zostałam tutaj wysłana po moją wypłatę - odpowiedziała jej naturalnie, co szczerze ją zaskoczyło.
 Kobieta spojrzała za siebie na drzwi.
 - Powinien być już teraz wolny, więc możesz wejść do jego gabinetu.  - spojrzała na nią i uniosła kącik ust - Powinnaś dzisiaj zaszaleć, życie jest mimo wszystko krótkie.
 Ceres wzdrygnęła się na te słowa, a po jej ciele przeszły ciarki. Była przekonana, że coś jest nie tak, ale nie miała pojęcia co. Nikt przecież nie uwierzy w jej głupie przeczucie.
 - Tak, ma pani rację
 Nie miała pojęcia, jak się przy niej zachować, więc odetchnęła z ulgą, gdy kobieta pożegnała się i odeszła. Ceres patrzyła jeszcze za nią, dopóki nie zniknęła w następnym korytarzu i dopiero wtedy przeniosła wzrok na uchylone drzwi. Tak na prawdę nie miała teraz najmniejszej ochoty tam wchodzić, ale chciała jak najszybciej załatwić swoje sprawy. Podniosła się z fotela i podeszła do nich, otwierając je stanowczym ruchem. Dobrze wiedziała, że musi się zachowywać normalnie, więc po drodze wzięła głęboki oddech, wyprostowała się i spojrzała stanowczym wzrokiem na mocno zbudowanego mężczyznę siedzącego za biurkiem. Uśmiechnął się do niej miło i wskazał dłonią krzesło, tym samym proponując Ceres, aby usiadła. Dziewczyna jednak zignorowała jego uprzejmość, stając przed biurkiem.
 - Co cię do mnie sprowadza? - zapytał uprzejmie. Jego głos różnił się od tego, który przed chwilą słyszała. Teraz wydawał jej się sztuczny.
 - Dzisiaj jest dzień mojej wypłaty, więc zostałam odesłana tutaj. - odpowiedziała beznamiętnie, patrząc mu prosto w oczy.
 - Ah oczywiście - sięgnął po jakąś teczkę pod biurkiem i położył ją przed sobą. Wyciągnął z niej kilka kopert i wręczył Ceres jedną z nich - Proszę.
 Dziewczyna odebrała kopertę, na której wypisane było jej imię i włożyła do tylnej kieszeni spodni, nie spuszczając wzroku z mężczyzny.
 - Bardzo dziękuję - zdobyła się na lekki uśmiech, mając nadzieję, że nie wygląda sztucznie
 - Ależ nie ma za co. To ja powinienem podziękować za całą twoją ciężką pracę... A może zrobisz sobie już dzisiaj wolne? - powiedział rozentuzjazmowany - Jesteś jeszcze młoda, ale nigdy nie wiesz, co przyniesie jutro - uśmiechnął się ciepło - zaszalej dzisiaj.
 Ceres uniosła delikatnie brwi. Nie dała tego po sobie tego poznać, ale przez jej ciało przebiegł zimny dreszcz niepokoju. Te słowa zabrzmiały podobnie jak kobiety, która wychodziła z gabinetu. Ufała swoim przeczuciom, a to było bardzo silne. Coś dzisiaj jest nie tak.
 Przełknęła ślinę, żeby zwilżyć gardło.
 - Tak zrobię, dziękuję - pochyliła lekko głowę na do widzenia i wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
 Dopóki nie znalazła się na korytarzu, czuła na sobie wzrok mężczyzny, który nie wydawał jej się zbyt miły. Wzięła głęboki oddech i bez chwili namysłu skierowała się w stronę windy. Szybko nacisnęła guzik, mając nadzieję na szybkie otworzenie się metalowych drzwi. Czuła jak coś napiera na jej klatkę piersiową, uniemożliwiając oddech, a każda pojedyncza sekunda ciągnęła się w nieskończoność. Wydawało się Ceres, że minęło dobre kilkanaście minut, gdy usłyszała znajomy dźwięk i drzwi rozsunęły się. Odetchnęła z ulgą, gdy nikogo nie było w środku. Weszła do windy i ponownie kliknęła guzik, po czym drzwi z powrotem się zasunęły. Zapadła cisza, którą przerywała tylko wkurzająca piosenka, która w kółko była puszczana, jakby nie mieli żadnej innej muzyki.
 Ceres przygryzła wargę i gdy tylko ta metalowa klatka się zatrzymała, przecisnęła się przez drzwi i wyszła szybkim krokiem. Rzuciła tylko do widzenia do recepcjonistki, ale nie miała zamiaru odwracać się w jej stronę. Chciała jak najszybciej dostać się do swojego mieszkania i poukładać wszystko w swojej głowie. Mnóstwo dziwnych scenariuszy przechodziło przez nią, a przez to zaczęła czuć się niedobrze i zbierało jej się na wymioty. Dawno już nie czuła się taka przerażona.
 Wsiadła na swój motor, zakładając kask i szybko pędziła miastem, nie zważając na żadne przepisy. Obraz migał jej przed oczami, jednak ona mogła doskonale powiedzieć, co mijała. Jej wzrok od zawsze był dobry, a w ciemnościach źrenice błyszczały się srebrnym kolorem, zdradzając jej obecność. Teraz jednak przez kask nie były widoczne, ale Ceres była pewna, że w tym momencie świecą się jaśniej niż powinny. Szkliły się do łez, które zbierały się w kącikach jej oczu. Przejechała przez znajomą uliczkę, żeby zaraz ostro zahamować, zatrzymując się zaraz przed swoim garażem. Ściągnęła kask i wbiegła do swojego domu, zamykając za sobą wszystkie zamki. Oparła się o drzwi, oddychając ciężko. Próbowała się uspokoić, ale coś cały czas ją niepokoiło, a dziwne uczucie, które prześladowało ją od rana tylko się nasiliło. Spojrzała przez okno, przez które wpadało przymglone światło latarni i wzięła jeden głęboki oddech, mając nadzieję, że uczucie, które drażniło ją w środku, zaraz zniknie. Wlepiła w niego wzrok i skupiła się na jego migotaniu, jakby to była jedyna rzecz na świecie.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam za ten rozdział... sama go nie lubię, ale nie chce już mi się go zbytnio zmieniać. Obiecuję, że kolejne nie będą już takie nudne. W końcu zacznie się coś dziać *nareszcie*. Jednak nie umiem wprowadzać dramatyzmu do moich opowiadań, więc nie znajduję się go tyle ile bym chciała :( musicie mi to wybaczyć. Może później będzie trochę lepiej :p

 

środa, 6 stycznia 2016

Rozdział 1

Cóż... kiedyś już miałam bloga, ale jakoś tak go zaniedbałam. Jestem z natury dość leniwa, ale tym razem postaram się dodawać posty regularnie... jednak niczego nie obiecuje. A jeśli chodzi o opowieść, to jest to historia dziewczyny o imieniu Ceres. Szczerze to za wiele o niej nie mogę powiedzieć, bo zdradziłabym tajne informacje na temat jej osoby. Mogę tylko zdradzić, że ona sama nie ma najmniejszego pojęcia kim jest.
  Więc bez dłuższego zanudzania... aha, krytyka mile widziana. Chce czytać szczere opinie, a nie słodkie pochwały. Trudno mnie załamać, więc dawajcie :p
-------------------------------------------------------------------------------------------------------

200 lat temu doszło do wielkiej katastrofy dzisiaj pięknie nazywanej deszczem złotych gwiazd. W kierunku naszej planety z niesamowitą prędkością leciały oderwane od księżyca meteoryty, które przekraczając atmosferę, zapłonęły jasnym blaskiem, wyglądem przypominającym gwiazdy. Dla wszelkich żyjących istot nie było ratunku. Nasza atmosfera została zniszczona, a całe powietrze zostało wessane przez meteoryty, które spadły na Ziemię. Po tej katastrofie nie było żadnych warunków na przeżycie... a jednak cudem ocalało siedmioro ludzi, których teraz nazywamy Stwórcami. To oni bowiem stworzyli miejsce, gdzie ludzie ponownie mogliby mieszkać. Podobno każdy z nich zaabsorbował inną moc, pochodzącą od meteorytów, dzięki której udało im się przeżyć. Stwórcy zbudowali siedem miast na pozostałym lądzie, który zewsząd był otoczony wodą. Miasta otoczyli kopułą wyglądem przypominającą szkło, a składem atmosferę, a wewnątrz zostawili meteoryt, który w zamknięciu, z powrotem emanował powietrzem, potrzebnym do życia ludziom. Mówi się, że stworzyli oni człowieka ze skał, które spadły na Ziemię razem z meteorytami. Dzięki temu zaludnili każde z miast i każde z nich zostało w jednym, chroniąc je. Ludzie zaczęli ich czcić jak bogów i wokół nich powstała nowa religia zwana Nową erą. Wszystkie inne religie poszły w niepamięć, kiedy Bóg pozostawił ludzi na pastwę losu, jakby Go w ogóle nie obchodziło to, co się działo. Był głuchy na modlitwy, krzyki, błagania ludzi, którym dane było zginąć za krótką chwilę. Kobiety, dzieci, mężczyźni, wszyscy bez wyjątku. Śmierć ominęła tylko siódemkę ludzi, dlatego ich istnienie zostało uznane za boskie.
 Teraz życie toczy się dalej w zamkniętych miastach. Nikomu nie wolno z nich wychodzić, ponieważ wszystko wygląda teraz tak samo prymitywnie jak na pozostałych planetach. Zawsze ciemno i zewsząd otaczają nas gwiazdy, kosmiczne pyły, oderwane odłamki ciał niebieskich. Jedynymi, którym nic by się nie stało wychodząc na zewnątrz, byli Stwórcy, którzy posiedli również zdolność odradzenia się po swojej śmierci. Podobno kolejne pokolenia mają wspomnienia o sobie z przeszłości, więc od małego wiedzą, kim są. Jednak nie wszyscy chcą się ujawnić. Nie chcą być adorowani i wychwalani, wolą spokojne życie, jak każdy inny człowiek.
 *
 Ceres otworzyła oczy, które zabłyszczały milionem gwiazd. Zamrugała kilka razy i przetarła je, otrząsając ostatnie śpioszki, tlące się w kącikach. Zrzuciła z siebie koc, jednak nie była dość przebudzona, żeby po tam gwałtownym ruchu od razu złapać równowagę. Zanim jednak uderzyła o twardą podłogę, chwyciła się brzegu łóżka, żeby zapobiec bolesnemu upadkowi. Gdy już utrzymała pion, zakopnęła się o swój but i upadła jak długa na podłogę. Uniosła głowę i zdmuchnęła z twarzy czarne kosmyki włosów. Szybko jednak zapomniała o tych niefortunnych zdarzeniach, gdy do je nozdrzy dostał się słodki zapach poranku. Inni ludzie tego nie wyczuwali, ale ona mogła poczuć tą woń, pochodzącą z gwiezdnego pyłu, który osiadł na ulicach. Wciągnęła go mocno i odetchnęła nim głęboko. Ten zapach budził ją każdego poranka, więc zdążyła się już do niego przyzwyczaić. Dla niej była to jak codzienna rutyna, tak samo jak założenie białej peruki. Od małego ukrywała swoje włosy, ponieważ nigdy nie były normalne. Były czarne jak noc, ale z każdym nawet delikatnym ruchem, błyszczały i mieniły się. Czasami jak Ceres przyglądała się nim w lustrze, mogła dojrzeć różne kolory, które przenikały się ze sobą. Sama nie była pewna, dlaczego takie są, ale nie miała zamiaru poddawać się jakimś dziwnym adoracją ze strony ludzi. Ostatnio wszędzie szukali swojego Stwórcy, który powinien chronić to miasto, ale ostatnio nikt go nie widział i słuch po nim zaginął.
  Spojrzała przez okno, z którego rozciągał się widok na zatłoczoną ulicę. Ludzie w czarnych kombinezonach właśnie sprzątali ulicę z pyłu i innych odpadków kosmicznych, aby ułatwić życie innym. Ceres spojrzała szybko na zegar i zmarszczyła brwi, zmartwiona godziną. Wiedziała, że coś było nie tak, zaraz gdy się obudziła, ale nie miała pojęcia, że to już tak późno. Wyciągnęła z szafy swój kombinezon i szybko przebrała się w niego. Założyła jeszcze swoją perukę i ponownie wróciła pod okno, otwierając je na oścież, aby wyskoczyć prosto na ulicę. Z tego powodu, że jądro zostało w pewnym stopniu zniszczone, grawitacja straciła na sile, dlatego upadek z kilkunastu pięter mógł jedynie skończyć się siniakiem.
 - Przepraszam za spóźnienie.
 Podeszła do starszego mężczyzny, który był odpowiedzialny za dopilnowanie czystości tej części miasta. Ten uśmiechnął się na jej widok i na chwilę przerwał swoją pracę.
 - Dzień dobry Ceres. Nieprzespana noc? - zapytał ciekawy.
 Dziewczyna zaśmiała się speszona, a na jej policzkach pojawił się delikatny rumieniec. Spojrzała na zewnątrz, poza kopułę i uśmiechnęła się pod nosem.
 - Coś w tym rodzaju.
 Mężczyzna wręczył Ceres jej sprzęt i wrócił do swojej pracy. Dziewczyna stała tak jeszcze przez chwilę i wpatrywała się w czarną otchłań rozciągającą się za kopułą. Nadal była pod wrażeniem tego wszystkiego, co zrobili Stwórcy, ale nie mogła pozbyć się dziwnej myśli, która zaprzątała jej głowę za każdym razem, jak patrzyła na zewnątrz. Westchnęła cicho i sama zabrała się do pracy.
 Sprzątanie ulic nie było ciężką robotą, ale pochłaniającą mnóstwo czasu. Pyły nie wydzielały, żadnych toksycznych oparów, które mogłyby ponownie zagrozić ludzkości, ale trudno było się poruszać, gdy pełno było tego na zatłoczonych ulicach.
  Ludzie nazywali to miasto utopijnym, więc nie powinno być żadnych niedogodności z mieszkania tutaj. To nie tak, że mieli też jakiś wybór: urodzony w danym mieście, umiera w nim. Ceres również była jedną z nich, ale nigdy nie uważała to miasto za nieskazitelne. Już jako mała dziewczynka miała dziwne uczucie każdego dnia, gdy patrzyła na kopułę i wszechświat, rozciągający się poza nim. Nie mogła sobie wyobrazić, ze jeszcze istnieje 6 takich miast jak to. Ta myśl wydawała jej się niemożliwa i zawsze chciała to sprawdzić, ale nie mogła wychodzić na zewnątrz.
 Tak jednak było, gdy była mała i nie rozumiała jeszcze wszystkiego, ale dlatego, że była ciekawska, zaobserwowała wiele ciekawych rzeczy. Nigdy nikomu się z tego nie zwierzyła, bo szczerze mówiąc nie wierzyła nikomu, kto mieszkał w tym mieście. Mimo że życie toczyło się tutaj całkowicie normalnie, to Ceres miała wrażenie, że jednak wszystko jest nie tak. Czasami, gdy zasypiała, wydawało jej się, że jest poza swoim ciałem. Pierwszy raz, gdy to się stało, wystraszyła się samej siebie, ale odkąd dzieje się to codziennie, widziała w tym tylko same korzyści. Wtedy po raz pierwszy odważyła się wyjść poza kopułę. Oczywiście zbierała się do tego przez jakiś czas, ale gdy tylko to zrobiła, uzależniła się od zewnętrznego świata. Ostatnio jednak, za każdym razem, gdy wychodziła poza kopułę, miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Wszędzie jednak zawsze panowała ciemność, a Ceres nigdy nie odważyła się podejść do miejsca, gdzie wydawało jej się, że ktoś stoi. Wystarczająco przerażająca była myśl, że coś wyszło poza swoje miasto. Po tym spotkaniu, gdy tylko się obudziła, uczucie obserwowania, nie znikało jeszcze przez jakiś czas. Zawsze przechodziły po niej niemiłe dreszcze i sprawdzała każdy kąt w swoim pokoju, żeby upewnić się, że nikogo nie ma.
  Mieszkała sama od zawsze, więc nie miała nikogo, żeby zawołać go o pomoc. Dla niej ten świat nigdy nie był łagodny i znała wiele jego przerażających stron. W tajemnicy przed pozostała częścią społeczeństwa, powstał odrębny dystrykt, oddzielony wysokim murem. Ceres mogła go zobaczyć nawet, gdy była po drugiej stronie miasta. Nikt nigdy nie zastanawiał się co jest poza nim, bo wierzyli, że to, co zostało stworzone przez Stwórców, jest dobre. Nie mogli dostrzec, że za nim również coś żyje... coś to idealne określenie tych stworzeń, które pod żadnym względem nie przypominały człowieka. Ich siła, nie równała się z żadną, którą ludzkość kiedykolwiek znała. Skóra była zupełnie czarna, na grzbiecie pokryta łuskami będącymi wytworami kręgosłupa. Miały ostre kły, czarne pazury, a to, co najbardziej przerażające, to czerwone oczy błyszczące w ciemnościach, panującym w dystrykcie.
 Ceres spojrzała w stronę muru i przełknęła ślinę, aby zwalczyć suchość w gardle. Wzdrygnęła się i gdy chciała zacząć sprzątać kolejną część, zorientowała się, że wszystko już jest zrobione. Spojrzała w kierunku starszego mężczyzny, który uśmiechnął się, widząc jej zakłopotaną minę.
 - Dzisiaj jest dzień twojej wypłaty, prawda?
 Ceres wręczyła mu sprzęt. Przyglądała się mu uważnie. Według niej każdy dzień jest dziwny, ale dzisiaj wydawało jej się, że atmosfera tego miejsca się zmieniła.
 - Taak - przydłużyła niepewnie samogłoskę - Tak mi się wydaje...
 - Możesz iść do głównego budynku. Powinni ci wypłacić. - uśmiechał się do niej przyjaźnie.
 - Jasne - przytaknęła - Tak zrobię.
 Odwróciła się od niego plecami i wróciła pod swój dom. Co chwilę zerkała na mężczyznę, bo przez cały czas czuła na sobie jego wzrok. Po ciele Ceres przeszły ciarki, ale gdy tylko schowała się za zakrętem, niepokój zniknął. Odetchnęła z ulgą i otworzyła stare, metalowe drzwi garażu, które były całe pomazane różnymi napisami, a sam budynek wyglądał jakby się miał zaraz rozpaść. Gdzieniegdzie widać było metalową konstrukcje, a większość rur biegła po zewnętrznej stronie ścian. Całe to miasto tak wyglądało, a jedynym oświetleniem były kolorowe diody porozwieszane na każdym z budynków.
 Dziewczyna weszła do środka i wyciągnęła z zewnątrz swojego ścigacza, zrobionego z czarnego metalu. Na kołach miał doczepione ledowe światełka, które świeciły na niebiesko, dając niesamowity efekt przy jeździe. W środku garażu przebrała się w skórzany kombinezon i ubrała wyższe czarne trampki. Rozglądnęła się dookoła, czy aby nikt jej nie widzi, bowiem kobietom nie wolno było się podejmować, żadnych niebezpiecznych rzeczy. Podobno to ze względu na bezpieczeństwo, ale według Ceres to kolejny głupi zakaz, który ograniczał to społeczeństwo.
  Gdy się upewniła, wsiadła na swój motor i nałożyła czarny kask z wymyślnymi, kocimy uszami. Zdjęła nóżkę, otworzyła kranik paliwa, przekręciła stacyjkę i wcisnęła dźwignię sprzęgła, po czym usłyszała słodki odgłos zapalonego silnika. Tylna opona zapiszczała cicho, zostawiając na drodze czarny ślad, ale samego ścigacza już tam nie było.